sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział XXV "Jak chesz wierzyć w tą bajkę to wierz"

Budzę się. Jestem w swoim łóżku. Staram się przypomnieć coś z wczorajszego dnia. Widzę jakieś przebłyski jakbym imprezował cały wieczór, a na dodatek nieźle się wstawił. Nic z tych rzeczy. Wczoraj postanowiłem ochłonąć i wskoczyłem do wody. Niestety później uderzyłem głową w kamień i hmm chyba nabiłem sobie guza.
Wszedłem pod prysznic i porządnie umyłem się. Owinięty od pasa w dół ręcznikiem poszedłem do garderoby. Otworzyłem drzwi i zamiast swojej garderoby zobaczyłem garderobę Leny. Jeszcze przed ucieczką. Wszystko na swoim miejscu. Złapałem się za głowę i chciałem już stąd wyjść. Drzwi się zablokowały. Zacząłem zrzucać ubrania z wieszaków i półek. Jednej po drugim. Złapałem sukienkę, w której była ubrana gdy po raz pierwszy ją pocałowałem. Upadłem na kolana i wdychałem jej zapach. Płakałem jak małe dziecko. Zdałem sobie sprawę, że to nie jej zapach tylko mój. Podniosłem głowę i zobaczyłem swoją garderobę, a w ręku swoją bluzę. Porozrzucane wokół ubrania i zamknięte drzwi.
- Co się ze mną dzieje?! - zapytałem sam siebie. Ubrałem się i zebrałem porozrzucane ubrania. Nacisnąłem delikatnie drzwi i ustąpiły.
Całkowicie oszalałem. Dowodem tego jest to, że przed chwilą znalazłem się w innym miejscu, choć dalej byłem u siebie - halucynacja. Te słowo mój mózg wyciągnął z jego otchłani. Nie, to niedorzeczne.
Zarzuciłem torbę na ramię i zabrałem jabłko z kuchni. Jadłem je idą na Signal Iduna Park. Uznałem, że przewietrzenie się będzie korzystne dla mojego mózgu po dzisiejszym porannym psikusie. Do szatni wszedłem jako jeden z ostatnich. To dobrze bo nie miałem nastroju do rozmów. Nawet najmniejszych. Kiedy chłopaki śmiali się wtórowałem im tylko po to by żaden z nich nie zapytał mnie czy coś nie tak. Trening. Ach tak zapomniałbym. Wykonywałem go mechanicznie. Znikłem w tłumie. Niczym szczególnym się nie wyróżniałem: ani słabą kondycją, ani rozmowami, ani zawziętością do pracy. Byłem pewny, ze uda mi się przetrwać do końca treningu, nie zostając wezwanym przez  trenera na rozmowę. Po ostatecznym gwizdu oznajmiającym koniec treningu schodziłem do szatni. Brakowało jeszcze kilku kroków i byłbym bezpieczny.
- Marco możesz zostać? - usłyszałem głos trenera za plecami - I ty Moritzie jeśli możesz?- Mruknąłem coś do siebie pod nosem co miało wyrażać niezadowolenie sytuacji, a wyszło raczej jak nie zrozumiały bełkot.
Podążyliśmy z Moritzem do jego gabinetu. kiedy wszyscy troje opadliśmy na fotele Klopp zaczął rozmowę.
- Możesz mi wytłumaczyć czemu wczoraj pytałeś się o tak dziwne informacje na temat Leny?
- Po prostu myślałem, że wiem gdzie może być - odparłem tak na prawdę nie kłamiąc, ale zatajając prawdę.
- Marco posłuchaj - powiedział przechylając się w moją stronę jakby chciał przekazać mi tajemnicę - Ona po prostu chciała odpocząć i wyjechać na przedwczesne wakacje. Myślę, że należy się jej odpoczynek - odparł trener
- A ja myślę, że w jej obecnym stanie zdrowia jest to niewskazane - wypowiedziałem już lekko zdenerwowany. Czy nikt nie widzi tego, że powinna zostać tu!? Zapytałem siebie sam w myślach.
Trener wypuścił z siebie powietrze i oparł się o oparcie fotela lekko go przy tym uginając. Podparł głowę o prawą rękę i zamknął oczy. Dopiero teraz zobaczyłem jak bardzo jest zmęczony. Ujrzałem w nim zmęczonego mężczyznę, którego niektóre sprawy mogą przerastać, ale nie poddaje się i zawsze, ale to zawsze walczy do końca. W tej chwili nie był tryskającym energią, radością i pomysłami naszym trenerem.
Zdjął okulary i przetarł oczy w kącikach, przy nosie. Założył je ponownie i dopiero teraz odezwał się słabym głosem. Był zwykłym mężczyzną z problemami.
- Cieszy mnie, że wiecie o tym bo to znaczy, że Lena na tyle wam zaufała by powiedzieć wam o tym , a dla niej to nie jest prosta sprawa. Dlatego tym bardziej powinniście ją zrozumieć. Jest dorosłą osobą i nie mogę kierować jej życiem. Mogę jej jedynie udzielić porady gdy mnie o to poprosi. Nic więcej. To jej decyzja, na pewno wie co robi. My możemy jedynie czekać.
- Powiedziała coś jeszcze trenerowi? - zapytał dotąd milczący Moritz
- Tylko to co wam przekazałem.
- W takim razie dziękujemy. Do widzenia trenerze - odparł brunet
- Zawsze możecie ze mną porozmawiać. Do widzenia chłopcy


                                                                          ***
Tak minął mi dzieć no może nie licząc kłótni z Leitnerem. Przywołałem te wspomnienie w myślach.
Wyszliśmy ze stadionu i stanęliśmy przy swoich samochodach.
- Jak myślisz, to prawda co mówi trener?
- Jakoś nie chce mi się wierzyć - oparłem
- To co myślisz? - zapytał
- Wiesz co myślę? Myślę, że wariuję bo widzę coś czego wcale nie ma. Tylko ja przejmuję się jej "wyjazdem" bo dla mnie to ucieczka. Tylko ja martwię się tym aż za nadto. Tylko ja traktuje to poważnie i widzę, ze ona nie ma zamiaru tu wracać, a trener nie mówi nam prawdy i wciska jakąś bajeczkę, żebyśmy przestali jej szukać!
- Wyobraź sobie, że inni też się martwią! Też to przeżywają i nie mogą się z tym pogodzić! A może trener nic nie wie i powiedział nam wszystko na ten temat - odparł zły
- Jak chcesz wierzyć w tą bajkę to wierz, ja mam wszystkiego dość! - wsiadłem do samochodu i z spiskiem opon wyrwałem do domu.
Wspomnienie znikło a ja dalej leżę na łóżku i myślę co ze mną jest nie tak. Wyjąłem z lekko zniszczoną już, kartkę na, której Lena napisała swój list. Czytałem go już chyba tysięczny raz. Znałem go prawie na pamięć.


M.
Przypadek zrządził o naszym spotkaniu. Ogólnie dobrze się poznaliśmy. Mogłam zasmakować lepszego życia, ale to nie ja. Ówcześnie wydawało mi się, że jest dobrze. Żałuję, że tak to się potoczyło, że dałam ci niepotrzebną nadzieję. Muszę przyznać, nie odnalazłam się w tym świecie. Istotnie różnimy się i mamy całkowicie odmienne poglądy. Uległam zbyt szybko dobrym chwilom. Muszę teraz ponieść konsekwencje swoich czynów. Intuicja podpowiada mi, że teraz będzie tylko lepiej. Ewidentnie dla obojga z nas byłoby lepiej gdybyśmy się nie poznali. Rozstanie te powinno nastąpić już dawno, musiałam tylko załatwić swoje sprawy.  Aczkolwiek teraz nic mnie już tu nie trzyma przed zaczęciem nowego lepszego życia. Musisz uszanować moją decyzję, dać mi spokój i ułożyć sobie życie bez mnie.
L.

Dopiero dziś dostrzegłem to czego nie widziałem wcześniej w tym liście!
- Lena!!!

_________________________________________________________________
Hello Leute!
Rozdział wyszedł mi totalnie inaczej niż planowałam ale i tak mnie cieszy. Mam nadzieje, ze ktoś rozwikła zagadkę ale rozwiązenie zostawi dla siebie i da pomyśleć innym :)
Rozdział pojawiłby się wcześniej ale przez ponad tydzień była u mnie moja najlepsza przyjaciółka, która przeprowadziła się do innego miasta. Mam nadzieję, ze rozumiecie, że chciałam spędzić z nią jak najwięcej czasu, bo rzadko się widujemy. 
Pozdrawiam Lena Borusse

                                                              Umarłam *.* ♥


Marco ma swój sklep z koszulkami. Zamawiacie? :) http://www.mrxi.de/

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział XXIV "Życie jest cholernie trudne"

- Cholera!
Usiadłem na podłodze i schowałem twarz w dłoniach. Tyle myśli, pytań i teorii na raz. Gdzie jest? Na pewno nie tu. Nie w Dortmundzie. Wyjechała. Jak dawno temu. Przejechałem palcem po liście. Nic. Tusz się nie rozcierał czyli zdążył już wyschnąć. Więc było to potwierdzeniem, że został napisany dawno. Jak dawno? Wczoraj w nocy, a właściwie jeszcze dziś w nocy rozmawiałem z nią. Jest po 13 więc. Napisała go ale po naszej rozmowie albo z rana. Wyjechała? Musiała coś zabrać. Rzuciłem się do jej garderoby. Nie była ogromna, ale zawsze część półek była pusta. Tym razem zostało tylko kilka ubrań. Rozrzucane wieszaki i nie po domykane szuflady świadczyły, że pakowała się w pośpiechu. Uderzyłem w ścianę pięścią. Wyszedłem na balkon i rozejrzałem się w około. Panował ład i porządek, a miasto tętniło życiem. Jakby nie zauważyło odejścia tej jednej małej osoby. Za to jakiej ważnej dla wszystkich, dla nas, dla mnie. Wiem! Czemu nie pomyślałem o tym od razu!? Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do niej. Usłyszałem tylko, że taki numer nie istnieje. Więc mała pocięła kartę. Skoro tak się bawimy to proszę bardzo. Wybrałem numer na pamięć i już po trzech sygnałach usłyszałem głos w słuchawce.
- Halo?
- Jak najszybciej przyjedź do domu Leny
Rozłączyłem się, bo nie miałem najmniejszej ochoty tłumaczyć mu co się stało. Kilka minut później usłyszałem jak samochód parkuje przed domem więc wszedłem do sypialni i czekałem aż tu przyjdzie. Zjawił się chwilę później.
- Siema. Co się stało? - zapytał zdezorientowany
- To się stało - odparłem bez emocji podając mu list. Przeczytał go i opadł bezwiednie na łóżko. Spuścił głowę.
- Czemu ona to zrobiła? - zapytał będą na skraju płaczu
- Nie wiem stary. Ale coś mi tu nie pasuje.
- Do tego ten dziwny list.
- Przeczytaj go jeszcze raz. Może coś pominęliśmy - odparłem
- M. to mogę być albo ja albo ty.  Tylko ciekawe, który - kontynuował dalej - "Przypadek zrządził o naszym spotkaniu."
- Jak się poznaliście?
- Na stadionie. Nie pamiętasz? Kiedyś nawet posadziłeś ją na sztandze i nie chciałeś jej pomóc zejść. Więc musiałem ją zsadzić. A wy?
- Czytaj dalej - ponagliłem go
- "Ogólnie dobrze się poznaliśmy."
- To pasuje do nas obojgu
- "Mogłam zasmakować lepszego życia, ale to nie ja. Ówcześnie wydawało mi się, że jest dobrze." - Zasmakować lepszego życia? Co to w ogóle znaczy? - zapytał
- Nie mam pojęcia
-"Żałuję, że tak to się potoczyło, że dałam ci niepotrzebną nadzieję."?? - zakończył pytająco
Boże co ja najlepszego zrobiłem? Zapytałem się sam siebie w myślach. Przecież to przez mnie! To ja na początku jak ją poznałem. Próbowałem ją poderwać i pocałowałem ja! Przecież to przez mnie! Tylko dlaczego dopiero teraz? Nasza rozmowa. Musiałem ją jakoś urazić albo nie mogła już wytrzymać przy mnie.
Moritz spojrzał na mnie, ale nie doczekał się reakcji  i kontynuował.
- "Muszę przyznać, nie odnalazłam się w tym świecie. Istotnie różnimy się i mamy całkowicie odmienne poglądy."
- Chyba chodzi jej o priorytety. Może ona chciała się już ustatkować?
- Niee - od razu zaprzeczył Leitner - "Uległam zbyt szybko dobrym chwilom. Muszę teraz ponieść konsekwencje swoich czynów." Czyli, że byliśmy dla niej za dobrzy?
- Ech na to wygląda
- Następnym razem ja ją spotkam będę dla nie wredny i nigdzie jej nie zabiorę. Będę jej też kazał sprzątać moje mieszkanie. Nie dobra to ostatnie to ona zawsze robiła jak do mnie przyszła. Te kobiety ...
Wydałem z siebie gardłowy odgłos, który miał przypominać śmiech, ale totalnie mi to nie wyszło i zabrzmiało jakbym się dławił. Na szczęście szatyn nic nie zauważył.
- "Intuicja podpowiada mi, że teraz będzie tylko lepiej. Ewidentnie dla obojga z nas byłoby lepiej gdybyśmy się nie poznali." Taa ciekawe dla kogo - dodał cicho pod nosem - "Rozstanie te powinno nastąpić już dawno, musiałam tylko załatwić swoje sprawy."
- Wygląda na to, że Lena planowała to już dawno. Czyli zabawiła się naszym kosztem i wcale nie mówię tu o pieniądzach - odparłem
- Nie. To nie tak. Ona taka nie jest. Nie zrobiła by tego.
- To proszę, powiedz gdzie jest? - nastała cisza, a ja kontynuowałem dalej - Nie ma jej! Zostawiła nas!
- "Aczkolwiek teraz nic mnie już tu nie trzyma przed zaczęciem nowego lepszego życia. Musisz uszanować moją decyzję, dać mi spokój i ułożyć sobie życie bez mnie. L." - zakończył szeptem jakby czytał to już tylko dla siebie. Moritz wyjął telefon.
- Nie odbierze. Próbowałem. Odpowiedziano mi, że taki numer nie istnieje, więc Lena pocięła kartę tak byśmy jej nie namierzyli. Sprytne.
- Trener ... - Stuknął kilka razy w ekran telefonu i dał na głośno mówiący tak bym po chwili mógł usłyszeć sygnał oczekujący na odebranie połączenia
- Halo?
- Witam trenerze - przywitał się starając się zabrzmieć normalnie
- Cześć Moritz. W czym mogę pomóc?
- Chodzi o Lenę. Nie możemy nawiązać z nią kontaktu, a w domu jej nie ma - dodał
- Ach. Zadzwoniła do mnie z rana i powiedziała, że robi sobie wakacje. Przeprosiła, że się nie pożegnała ale potrzebowała odpoczynku - odpowiedział Jurgen
- Nie wiesz może trenerze gdzie jest? - zapytał Mo
- Niestety nic nie wspominała, a ja nie zdążyłem się zapytać bo się rozłączyła. Po za tym była zdenerwowana i słabo ja było słychać. Było ... głośno.
- Głośno? - zapytał Leitner
- Tak - odpowiedział mu Klopp.
Sala odlotów. Samoloty. Przełknąłem ślinę i zadałem jedne pytanie jakie nasunęło mi się na myśl.
- Poleciała do Madrytu?
- Marco?
- Tak. To jak z tym Madrytem?
- Jeśli już to Barcelona. Kibicuje drużynie z Katalonii - na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu, a po chwili zastąpiła go złość.
- Ulubione kwiaty? - dodałem
- Marco .... - zaczął trener
- Później wyjaśnię trenerze
-Hmm róże, lawenda, lilie lub konwalie -zastanawiał się na głos
- Może żółte tulipany? - zaproponowałem
- Nie. Zresztą pomyśl, to kwiaty raczej dla starszych kobiet. Ona w takich nie gustuje - poczerwieniałem ze złości
- Lubi orzechy?
- Skąd przyszło ci takie pytanie? Przecież jest na nie uczulona! - odparł trener
- Kurwa! - wykrzyczałem na całe gardło
Więcej nic nie usłyszałem bo zbiegłem po schodach i wsiadłem do samochodu. Jechałem prawie łamiąc przepisy ruchu drogowego. Dało to swoje skutki, bo już po niecałych 30 minutach byłem na miejscu. Polanie otoczonej lasem i  tylko z jednej strony stykającej się z jeziorem. Wysiadłem z samochodu trzaskając drzwiami. Słońce jeszcze mocno grzało jak na godzinę 15. Dlaczego właśnie te miejsce? Nie wiem. Wybrałem je instynktownie. Jechałem prosto przed siebie aż dotarłem tutaj. Ostatnio nie miałem czasu tu zaglądać. Gdy byłem tu ostatnio towarzyszyła mi Lena. Zrozumiałem, że to miłe uczucie. Skarciłem się w myślach bo takie nie powinno być. Powiedziała, że chciałaby zamieszkać w Madrycie, że lubi orzechy, że lubi żółte tulipany. Pewnie reszta rzeczy, które powiedziała mi na swój temat to też kłamstwa. Nie na widzę jej - to ostatnia myśl jaka mi przyszła do głowy zanim skoczyłem do wody. W pełni poddałem się czarnej dziurze, która pochłaniała mnie na dno. Co raz niżej i niżej. Reszta to ciemność. Życie jest cholernie trudne.

_________________________________________________________________________
Wracam do świata żywych! Po "małych wakacjach" nabrałam innego podejścia i dużo, dużo weny.
Liczę na chociaż najmniejszy komentarz. Każdy motywuje. Ten rozdział pewnie nie pojawiłby się, żeby nie komentarze - Weroniki Muller i Słodkiej Truskawki. Dzięki kochane za motywację :)
Lena Borusse

                                                Marco na prezentacji swoich butów :)

         Nasz Reus nie ma prawa jazdy. Niegrzeczny. Na szczęście ja lubię niegrzecznych chłopców XD

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział XXIII "[Piiiiiii ... połączenie zostalo zakończone]"

                                               Rozdział pisałam przy tej piosence
 ____________________________________________________________________
Osunęłam się podpierając o ścianę. Nic we mnie nie pękło. Wręcz przeciwnie, poczułam w sobie mur. Na razie jakby ze mgły ale już niedługo ma stać się jak najbardziej prawdziwy. Choć miałby powstać mozolnie i każdą cegłę stawiałabym z trudem, to zrobię to!
     Podniosłam się z podłogi i na palcach tak by nie usłyszeli mnie powędrowałam do łazienki. Obmyłam twarz zimną wodą, aby pozbyć się znaków płaczu. Spojrzałam w lustro, a po podpuchniętych powiekach i zaczerwienionych oczach prawie nie było śladu, przynajmniej nie rzucały się tak w oczy. Wyszłam z toalety prosto do pokoju Mo, a z niego na balkon. Zaczerpnęłam świeżego powietrza i zaczęłam zastanawiać się co dalej mam zrobić. Mam pomysł i to chyba już postanowione. Trzeba tylko dopracować szczegóły.
Teraz powinnam zejść na dół. Więc poprawiłam lekko zgniecioną koszulkę i spodenki. Po woli zaczęłam schodzić po stopniach schodów. Stanęłam w wejściu do salonu. Rozmowa od razu ucichła. Spojrzeli na mnie.
- Cześć - powiedziałam starając się zapanować nad swoim głosem. Widziałam pytające spojrzenie Marco na Moritz'ie. Ten jednak został nie naruszony i wpatrywał się we mnie. Czyli Reus nie wiedział nic o tym, że spałam na górze.
- Jak się czujesz? - zapytał szatyn
Nagle blondyn wzrok z chłopaka przerzucił na mnie i zaczął natarczywie wpatrywać się w moją osobę.
- Dobrze. To ja już pójdę - Moritz zerwał się z sofy i podszedł do mnie
- Nie. Zaraz cię odwiozę - powiedział
- Świeże powietrze dobrze mi zrobi. A ty powinieneś wyjaśnić moją obecność tutaj Marco, bo dalej jest zdezorientowany - szepnęłam mu na ucho. Zrobiłam krok do tyłu i posłałam im przepraszający uśmiech
- Na mnie już czas. Cześć - odparłam patrząc gdzieś w bok. Byle tylko nie na Marco.
Zamknęłam drzwi i zmęczona poszłam do domu. Na dworze panowała już ciemność. Cóż się dziwić najpierw to spotkanie z kobietą, potem rozmowa z Mo, kilka godzin niespokojnego snu i te zamieszanie na koniec. Byłam wyczerpana. W łazience zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam do wanny pełnej ciepłej wody, piany i aromatycznego zapachu konwaliowego.
Bałam się. Czego? Swoich myśli, reakcji innych, zmian, swoich uczuć, odpowiedzi innych, prawdy. I na prawdę wielu, wielu innych rzeczy. Wyszłam z wanny i wytarłam swoje ciało puszystym białym ręcznikiem, którym się owinęłam. Podreptałam do pokoju w poszukiwaniu piżamy. Ubrałam się w nią i zeszłam na dół do kuchni. W czasie gdy woda się gotowała ja przeglądałam portale społecznościowe na telefonie. Sama nie wiem jak ale trafiłam na instagram Mo. Zobaczyłam jakiś filmik dodany kilka dni temu. Więc włączyłam go i moje reakcja była natychmiastowa. Zaczęłam się śmiać jak opętana. Włączyłam go jeszcze raz i tym razem już spokojnie tylko z wielkim uśmiechem na twarzy oglądałam jego wyczyny piosenkarskie. Zalałam sobie duży kubek herbaty i poszłam z nim do mojego łóżka. Zaczęłam cały czas oglądać filmik od nowa śmiecąc się do siebie.
Zdaje sobie sprawę, że nie powinnam tego robić ale nie mogę przestać. Jego wersja piosenki już dawno przestała lecieć a ja zamyślona wpatrywałam się w ekran.
- Powiedzcie, że to jest jakiś żart - odparłam widząc na ekranie zdjęcie Marco. Nie bez powodu ponieważ dzwonił do mnie, a ja mogłam wybrać albo zieloną słuchawkę albo czerwoną. Przełknęłam ślinę
- Halo?
- Cześć? Obudziłem cię? - zapytał Reus. Dopiero teraz spojrzałam na zegarek - 23:02. Ciemność w moim pokoju zakłócały światła z ulic miasta oraz światło księżyca.
- Nie. Ty też nie możesz zasnąć? - Wstałam i otworzyłam drzwi na balkon. Była ciepła czerwcowa noc. Stanęłam przy barierce wpatrując się w miasto, które mimo zmroku dalej żyło swoim życiem.
- Tak jakoś. Jeśli cię zapytam o coś mogę liczyć na szczerą odpowiedz? - wyrzucił na jednym wydechu
- Pytaj. Najwyżej nie odpowiem.
- Opowiesz mi coś o sobie?
- Słucham? - doparłam zdziwiona
- Pytam się czy opowiesz mi coś o sobie? - ponowił pytanie
- Słyszałam, ale nie nie rozumiem
- Chciałbym się coś o tobie dowiedzieć - dodał
- No więc co dokładniej chciałbyś wiedzieć?
- Co robisz w wolnym czasie? Gdzie chciałabyś pojechać na wakacje? Jaki jest twój styl ubierania?
- Uwielbia leniuchować. Oglądać filmy, seriale i spać do popołudnia. Wstawanie późno i jedzenie śniadanio-obiadu to coś co lubię. Chciałabym odwiedzić Japonię i Indie. Nie mam zbyt wielu okazji ale fantastycznie czuję się w sukienkach. Odnajduje się w dziewczęcych klimatach, przepychu i wszelakich dodatkowych zdobieniach.
- Jaki jest twój ulubiony kolor, zapach? Ukochane kwiaty?
- Zdecydowanie róż. Podoba mi się zapach orzechów. Hmm ukochane kwiaty? Tak, są to żółte tulipany - odpowiedziałam
- Gdzie chciałabyś zamieszkać?
- W Madrycie! Kocham słońce i wylegiwanie się na plaży. Hmm może udałoby mi się spotkać jakieś tamtejsze ciacho czyli piłkarzy hahahaha - powiedziałam ze śmiechem
- Wiesz co, czuję się urażony
- Tylko się nie dąsaj - ostrzegłam go
- Nie mam najmniejszego zamiaru. Jeszcze nie skończyłem swojego wywiadu - wypowiedział dumnie
I tak przez długi czas zasypywał mnie błahymi pytaniami. Odpowiadałam cały czas do czasu aż on się zamyślił, a ja ziewnęłam.
- Przepraszam. Pewnie jesteś zmęczona, a ja rozmawiam z tobą tyle czasu - odparł zmartwiony. Ja dziwnym zdarzeniem podczas rozmowy z nim wcale nie brakowało mi sił. Tym bardziej byłam żywa i energiczna. Co najgorsze miałam więcej wyrzutów sumienia.
- Troszkę tak ale dziękuje, że umiliłeś mi czas - odparłam smutno
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość - odparł wesoły
- ... Marco? - zapytałam po chwili ciszy
- Tak?
- Przepraszam ...
[Piiiiiii ... połączenie zostało zakończone.]

                                                         ***

/Moritz/
Nagle w moim pokoju rozbrzmiał głośny odgłos dzwonka. Wyłączyłem i go z przymrużonymi oczami, tak by słońce mnie nie oślepiło wszedłem do łazienki. Wykonałem poranne czynności i ubrałem się. Już bardziej rozbudzony zszedłem do kuchni i zjadłem kanapki, a na koniec uraczyłem się gorącą kawą. Do treningu zostało jeszcze ponad pół godziny ale wsiadłem do samochodu i włączyłem radio. Śpiewając pod nosem dojechałem pod SIP. Rozejrzałem się po parkingu i zorientowałem, że żadnego auta chłopków z drużyny nie było. Zarzuciłem torbę treningową na ramię i ruszyłem do wejścia. Dziś był trening otwarty. Więc wszedłem wejściem tylko dla osób upoważnionych. Następnie udałem się do szatni i przebrałem się. Kiedy zawiązywałem buty do szatni wszedł Kirch, Grosskreutz, Aubameyang, Mchitarjan i Durm.W szatni zapanował gwar a niedługo potem pojawiła się reszta drużyny. Gdy wychodziłem z szatni na boisko minąłem się w drzwiach z Reus'em, który przywołał mnie do siebie gestem ręki. Nie zdążyłem mu nic odpowiedzieć bo obok nas pojawił się Buvac zastępca trenera i pośpieszył nas na boisko. Więc szybkim krokiem ruszyłem w stronę murawy.
Tak jak wspomniałem był to trening otwarty i na trybunach była sporo osób. Dla nas oznaczało to większy wysiłek i większą motywację do działania. Nie mogliśmy się zbytnio wygłupiać bo oglądali nas nasi kibice co szczerze mówiąc na dobre nam wychodziło. Każdy był spokojny i skupiony na ćwiczeniu. No może nie każdy. Marco wydawał mi się nie swój i za każdym razem gdy na niego patrzyłem on wpatrywał się we mnie i próbował mi coś powiedzieć. Niestety nasze próby rozmowy za każdym razem były niszczone. To dostaliśmy innych partnerów do ćwiczeń zamiast siebie, trafiliśmy do przeciwnych drużyn i wydawało mi się to specjalnym poczynaniem trenera. Tak abyśmy przyzwoicie pokazali się na treningu, a nie jakieś rozwydrzone, gaduły, które co raz się śmieją i plotkują. W końcu nadszedł koniec treningu, a blondyn gdzieś zniknął. Więc umyłem się i przebrałem się. Wziąłem torbę na ramię i po pożegnaniu się z kumplami wyszedłem z szatni. Wpadłem na Marco. Przebrany opierał się o ścianę i nerwowo przewracał telefon w palcach.
- Cześć!
- No siema. Coś chciałeś bo Buvac mnie pogonił? - odparłem
- Kiedy ostatnio widziałeś się z Leną? - zapytał
- Ee przedwczoraj, a co? - zapytałem niczego nieświadomy. Szliśmy tylnym wyjściem kierując się na parking.
- Wczoraj miałem dziwną rozmowę z nią - przeczesał ręką włosy i ściągnął usta zastanawiając się  czy mi powiedzieć
- To znaczy co masz na myśli? - zapytałem lekko przestraszony
- Tak właściwie to nic takiego. Tylko ... - zawiesił się na chwilę - Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem do późna, aż pod koniec rozmowy ona powiedział "Przepraszam" i rozłączyła się.
- Ale za co?
- Nie wiem. Myślałem nad tym długo i nic. Nie pokłóciłem się z nią ostatnio ani nie zrobiła mi nic za co miałabym mnie przepraszać. To było ... dziwne.
- Może tego nie pamiętasz - zasugerowałem
- Możliwe. Na wypadek dzwoniłem do niej kilka razy ale nie odbierała. Robisz coś dziś wieczorem? - zapytał
- Teraz muszę pojechać do agenta, a później nic - odparłem
- Czyli dziś o 18 u mnie - skomentował
- Okay - dodałem wesoły


                                                                      ***

/Marco/
Zaparkowałem samochód pod podjazdem Leny ponieważ brama byłą zamknięta. Wszedłem przez bramkę i po kilku krokach stałem pod domem. Zadzwoniłem dzwonkiem. Cisza. Ponowiłem próbę. Znów odpowiedziała mi cisza. Zapukałem do drzwi. Nic. Nacisnąłem na klamkę licząc na łud szczęścia. Udało się!
Wszedłem do domu zamykając  za sobą drzwi. W salonie powiało ciszą i pustką. Wyszedłem na taras, lecz tu też jej nie było. Popędziłem na piętro do jej pokoju. Wszędzie panował ład i porządek. Miałem już wychodzić gdy na śnieżnobiałej pościeli zauważyłem białą kopertę. Zaciekawiła mnie. Wziąłem ją do ręki. Z żadnej strony nie była podpisana  Była zaklejona więc otworzyłem ją. Moim oczom ukazała się biała kartka zgięta w połowie. Rozłożyłem ją. Widniał na niej ten tekst wyskrobany zgrabnymi literami :

M.
Przypadek zrządził o naszym spotkaniu. Ogólnie dobrze się poznaliśmy. Mogłam zasmakować lepszego życia, ale to nie ja. Ówcześnie wydawało mi się, że jest dobrze. Żałuję, że tak to się potoczyło, że dałam ci niepotrzebną nadzieję. Muszę przyznać, nie odnalazłam się w tym świecie. Istotnie różnimy się i mamy całkowicie odmienne poglądy. Uległam zbyt szybko dobrym chwilom. Muszę teraz ponieść konsekwencje swoich czynów. Intuicja podpowiada mi, że teraz będzie tylko lepiej. Ewidentnie dla obojga z nas byłoby lepiej gdybyśmy się nie poznali. Rozstanie te powinno nastąpić już dawno, musiałam tylko załatwić swoje sprawy.  Aczkolwiek teraz nic mnie już tu nie trzyma przed zaczęciem nowego lepszego życia. Musisz uszanować moją decyzję, dać mi spokój i ułożyć sobie życie bez mnie.
L.

_______________________________________________________________________
Płaczę. Na prawdę. Czuję się jakbym rozstawała się z tym blogiem. Nie wyobrażam sobie tego okropnego dnia! Powiem tylko tyle, że ten list nie jest tylko jakimś durnym listem. On ma drugą stronę. Czytajcie uważnie! Jeśli wiesz, nie wyjaśniaj, daj pomyśleć innym!
Pozdrawiam Lena Borusse



                                           Borussia wygrała 1:0 po golu IIkay'a i asyście Auby ♥
                                           Jesteśmy na 14 miejscu! Heja BVB !

                                          Marco i Nico ♥ Reus będzie cudownym ojcem moich dzieci *.*

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział XXII "Podsłuchiwanie ma dwie strony"

                                  Przeczytaj notatkę pod rozdziałem !
______________________________________________________________________

- Nie ! Nie ma mowy ! To w ogóle nie wchodzi w grę ! Po za tym my tylko się kolegujemy.
- Zrobisz jak będziesz uważać - odparła Liliana
- Powinnam już iść. Jestem zmęczona. Chyba położę się spać - powiedziałam i wstałam z kanapy
- Odpocznij kochana. Możesz na mnie liczyć. Postaram ci się pomóc
- Dziękuje. Do widzenia.

                                                        ***

Szłam piękną dzielnicą, przez którą samochody nie jeździły często. Stanęłam przed bramką i odetchnęłam głęboko. Wcisnęłam kod, który pozwolił mi wejść do środka. Przeszłam ścieżką i stanęłam pod drzwiami.
- Raz się żyje - powiedziałam szeptem sama do siebie, chcąc dodać sobie odwagi.
Wcisnęłam dzwonek, po chwili drzwi otworzyły się. Stał w nich uśmiechnięty Moritz.
- Mój ulubiony gość ! - wykrzyczał i pociągnął mnie za rękę zamykając drzwi - No chodź, daj miśka
- Mi też miło cię widzieć. No chodź tu! - nie wytrzymałam w swoim postanowieniu i przytuliłam się z nim. Poczułam znajomą woń jego perfum. Działały na mnie uspokajająco.
- Siadaj zaraz wracam - usiadłam wygodnie w na środku kanapy. Po kilku chwilach chłopak wrócił niosąc na rękach mnóstwo niezdrowego jedzenia.
- Jak ty mnie dobrze znasz  - powiedziałam, na co Leitner odpowiedział śmiechem
- No to opowiadaj - odparł zajadając się kwaśnymi żelkami
- Oberwie ci się za tyle słodyczy - skomentowałam
- Całe szczęście, że nie ma tu trenera. Po za tym wiesz, że to moja druga miłość
- A kto jest pierwszą? - zapytałam wkładając sobie do buzi ciastka z kawałkami czekolady
- Może kiedyś ci zdradzę - dodał z podstępnym uśmieszkiem
- To zadziwiające, że nie masz dziewczyny. Naprawdę!
- Jakoś tak wyszło. Zresztą ty też nie masz chłopaka - dodał
- Jakoś tak wyszło. Zresztą Marco też nie ma dziewczyny - odparłam i zaczęliśmy się chichotać
- Zawsze kręcą się obok niego jakieś dziewczyny. Większość czyli prawie wszystkie lecą na jego kasę i wygląd. Mało która zwraca uwagę na charakter, ale cóż przyznam było takich kilka czyli baaaaardzo mało
- Ciekawe ... Reus jakoś nigdy się nie chwalił swoimi podbojami miłosnymi - zastanawiałam się na głos
- Nie lubi się przechwalać swoim życiem partnerskim ale ostatnio chodzi jakiś zamyślony - zastanowił się
- Na prawdę? - zapytałam starając się abym zabrzmiała, jakby wcale mnie to nie obchodziło
- Trochę tak- dodał szukając jeszcze jednego żelka w pustej już paczce
- Może nasz blondyn się zakochał ? - dodałam chcąc wyciągnąć coś z Mo
- Zapytam go
- Tylko delikatnie bo go przestraszysz i nic się nie dowiemy - dodałam
- Dobra. to co teraz oglądamy jakiś film? Gramy w coś? Jakieś pomysły?
- Hmm, dziś jestem zgodna na każdy pomysł - stwierdziłam
- Więc upieczmy babeczki! - krzyknął uradowany jak malec, który proponuje wyjście na plac zabaw
- Nie. Nie będę pichcić jakiś babeczek - zaprotestowałam
- Powiedziałaś, że zgadzasz się na każdy pomysł - oburzył się
- Zmieniam zdanie
- Teraz to już za późno - odparł i pociągnął mnie za sobą
Chciałam mu się wyrwać ale nie miałam z nim żadnych szans. Wierciłam się, ale dałabym słowo, że pewnie tego nie poczuł. 
- Dobra, to może znajdę jakiś przepis na internecie? - zaproponował
- Nie ma potrzeby. Znam taki jeden sprawdzony na pamięć
Mo włączył radio. Z głośników poleciała wesołą piosenka, a my zwieliśmy się do pracy. Moritz opowiadał mi cały czas swoje przygody i co chwila wybuchałam śmiechem. W efekcie to ja robiłam prawie całą pracę, a ona tylko dotrzymywał mi towarzystwa i czasem coś pomógł. Wstawiłam babeczki do piekarnika i zaczęliśmy sprzątać. No cóż narobiliśmy poprawka Mo narobił bałaganu, który sprzątnęliśmy. Za nim się obejrzeliśmy babeczki były gotowe.
- Mmm pycha! - powiedział Leitner
- O tak - dodałam
- A wszystko to moja zasługa - dodał dumnie
- Tylko, że to ja SAMA je robiłam, a ty tylko stałeś obok mnie - powiedziałam akcentując słowo "sama"
- Ktoś musiał nadzorować pracę, żeby wyszły idealnie
- Jesteś głupi - odrzekłam
- I tak wiem, że mnie lubisz
- Spadaj - dodałam cicho. Na co chłopak triumfalnie się uśmiechnął
Poczułam jak robi mi się gorąco. Oparłam się rękoma o stół i głęboko oddychałam.
- Lena co ci jest ? Dobrze się czujesz ? - zapytała podchodząc do mnie. Zamrugałam kilka razy powiekami. Ciemność, którą widziałam przez ostatnie kilka sekund zaczęła znikać, a jej miejsce zajmowały kolorowe barwy. Powoli wszystko wróciło do normy
- Tak. W porządku. Słabo mi się zrobiło ale jest okej - odparłam
- Napij się - powiedział podając mi szklankę z wodą. Opróżniłam ją duszkiem i podziękowałam
- Mo, czy mogłabym się gdzieś położyć? - zapytałam
- Chodź, już idziemy
Złapał mnie w pasie i pozwolił mi się o niego oprzeć a raczej zawisnąć na nim. Weszliśmy po schodach i niedługo potem znaleźliśmy się chyba w jego sypialni. Położył mnie na łóżku. Tak to jego sypialnia. Poczułam jego charakterystyczny, piękny zapach. Okrył mnie kocem.
- Potrzeba ci czegoś? - zapytał opiekuńczo
- Nie dziękuję
- To śpij - dodał
Moje powieki stawały się coraz cięższe. Wiedziałam, że było ze mną gorzej ale nie mogłam tego powiedzieć Mo. Ciemność otuliłam mnie z każdej strony i zabrała do swojej krainy

                                                                   ***

Usłyszałam głosy. Nie spałam ale dalej miałam zamknięte powieki. To nie w tym pokoju więc otworzyłam oczy. To chyba rozmowa dwóch osób. W salonie tak to chyba tam. Wstałam i na palcach podeszłam do schodów. Z tam tond doskonale słyszałam rozmowę ludzi i nikt mnie nie widział. Usiadłam na podłodze i wsłuchałam się w głosy. Jeden głos to Mo, a drugi tak bardzo znajomy należy do ... hmm ... wiem! - Marco.
- Wiem coś na ten temat - dodał rozbawiony gospodarz - Chcesz się czegoś napić ?
- Nie dzięki - odparl
- Ale babeczek musisz spróbować. Wyszły cudowne - Kilka odgłosów kroków i stukania
- Na prawdę pyszne - odparł - Gdzie je kupiłeś?
- Sam je zrobiłem głupku - odrzekł urażony "kucharz"
- Hahaha nie wierze! Ty i kuchnia! - śmiał się blondyn
- Wiem jak to brzmi ale na prawdę. Tylko Lena troszkę mi pomogła
- Już wyobrażam sobie te troszkę. Kiedyś jadłem jej ciastka i wierz mi były przepyszne. Więc jestem pewien, że i tym razem zrobiła je sama
- Dzięki, że odebrałeś mi całą radość z tgo, że upiekłem te babeczki - rzekł udając urażonego
- Nie ma za co stary. Znajdź sobie jakąś dziewczynę i ona będzie ci piekła babeczki, codziennie - podsunął pomysł
- Na razie nikogo nie szukam. A ty?
- Nie mam na razie nikogo na oku
- A Lena? Pasujecie do siebie - dodał brunet
Mnie w owej chwili ciśnienie podskoczyło. Wytężyłam słuch żeby nie umknęło mi żadne słowo. Nastala cisza, która dla mnie trwała wiecznie. Marco westchnął i odparł :
- Lena ... ona jest mądra, inteligentna, błyskotliwa, empatyczna, miła, wesoła, zabawna, uczciwa, lojalna, wrażliwa, piękna ale jest dla mnie ... tylko koleżanką
"Tylko koleżanką ... tylko koleżanką ... tylko koleżanką ..." te słowa utkwiły w mojej głowie, a po policzku spłynęła jedna samotna łza.

____________________________________________________________________
Hej !
1. Rozdziały nie będą dodawane już co poniedziałek. Czasem się nie wyrabiam a czasem w ciągu tego tygodnia ma ochotę dodać dwa a nie jeden.
2. Moja nieobecność spowodowana była tym,że niedawno miałam wywiadówkę ... Chyba nic nie trzeba już dodawać
3. Proszę komentujcie! To dla mnie wielka motywacja do dalszego pisania.
4. Jestem dumna z tego rozdziału :')
Pozdrawiam Lena Borusse

Ps. Nie pogniewam się jeśli w komentarzach napiszecie swoje przemyślenia na temat tej historii. Mogą być obiektywne ;)



                                              Wygraliśmy w końcu ! Wierzyłam i wierzę do końca !
                                               Cudowne zdjęcie *.*


wtorek, 21 października 2014

Rozdział XXI "Popatrzyć się jak oddycha ..."

Zasnęłam w ubraniach na sofie w moim pokoju. Bolały mnie wszystkie kości bo przyjęłam nie wygodną pozę. Wstałam i rozciągnęłam się. Za oknem słońce leniwie wisiało nad horyzontem. To by się zgadzało bo była godzina 17:45. Zeszłam na dół. W salonie panował ład i porządek. Kanapa była pusta, a koc złożony w kostkę leżał na oparciu. Przeszłam się jeszcze po domu ale nikogo nie było. Żałośnie liczyłam, że schował się w jakimś zakamarku, miał zaraz wyskoczyć i mnie przestraszyć, robiąc mi na złość.Niestety nic takiego się nie stał. Może to i dobrze. W końcu miałam go unikać. Dopiero teraz zauważyłam, że zaczęłam nerwowo chodzić w tą i z powrotem.
Czułam się jak na diecie. Chciałam sięgnąć po słodkości, ale wiedziałam, że będę przez nie musiała wznowić jeszcze więcej ćwiczeń. Miałam tak samo. Chciałam iść do Marco. Porozmawiać z nim. Popatrzyć się na niego, jak gra, jak się śmieje, jak oddycha ... Wiedziałam też, że przez tą wizytę będę cierpieć i będę musiała później ograniczyć jakikolwiek nasz kontakt do poziomu 0.
To zabawne bo niedawno to ja uciekłam od niego bez słowa, a dziś on zrobił tak samo. "Przestań o nim myśleć !" - skarciłam się w myślach.
Poszłam do garderoby i przebrałam się. Telefon włożyłam do kieszeni spodni i wyszłam z domu. Dokąd szłam ? Chyba tam gdzie mnie nogi poniosą. Szłam ulicami Dortmundu. Bezczynnie kopiąc przed sobą mały kamyk. Nagle usłyszałam odgłos rozczarowania i słowa :
- Ojej - przed mną stała starsza pani lekko po sześćdziesiątce. Siwe włosy upięte z tyłu głowy okalały zmarszczoną, spokojną twarz kobiety. Ubrana w sukienkę odpowiadające do jej wieku. W rękach miała torby po za kupach. Jednej z nich pękło dno i zawartość rozsypała się po chodniku.
Bez zastanowienia ruszyłam do pomocy. Zebrałam to w momencie. Były to raptem kilka warzyw i dwa lekkie opakowania. Podałam je kobiecie.
- Proszę
- Dziękuje kochana - włożyła to do drugiej siatki i spojrzała na mnie czule - Coś się stało ?
- Nie, to nic takiego - odparłam
- Masz jakieś plany na wieczór ? - zapytała przechylając lekko głowę w bok
- Nie
- To zapraszam do mnie na herbatę - odparła
- Nie, dziękuję za zaproszenie
- Och chodź już i nie marudź - dodała
- To ja poniosę pani zakupy. Proszę nie protestować - odparłam. Na co kobieta posłała mi uśmiech i wręczyła torbę. Właściwie to nie wiem dlaczego skorzystałam z zaproszenia obcej kobiety ale wtedy nie myślałam racjonalnie.
- Powiesz jak się nazywasz ? - zapytała
- Nazywam się Lena Hoel i mam 23 lata
- Jestem Liliana Brommer i mam 68 lat - powiedziała a ja uśmiechnęłam się bo jest pierwszą osobą w takim wieku i do tego kobietą, która powiedziała ile ma lat. Większość się z tym kryje i boi się zdradzić te cyfry. Jakby była to wielka tajemnica.
Staruszka mieszkała w średniej wielkości uroczym białym domu. Piękny, zadbany ogródek. Miejsce zamieszkania wyglądało jak z bajki. Zarówno z  zewnątrz jak i wewnątrz. Pasowało idealnie do jej wyglądu i wieku oraz zachowania. Usiadłyśmy na białej kanapie z kubkami gorącej herbaty.
- No więc kochana co cię tak martwi ? - zaczęła posyłając mi serdeczny uśmiech
Opowiedziałam jej jak przyjechałam do Dortmundu. Jak ciężko było mi się odnaleźć tutaj chociaż to bardzo cudowne i w pewien sposób magiczne miasto. Opowiedziałam jej o Marco i Moritzie.Powiedziałam jej też o moim wujku Jurgenie i ciociu Ull. Byłam pewna, że nie uwierzy a może nie będzie wiedzieć o kogo chodzi bo w końcu to starsza kobieta. Wytłumaczyłam jej co przeżyłam z każdym z nich z osobna i jakie mamy relacje. Gdy wypowiedziałam wszystko wypuściłam z siebie powietrze i zamknęłam oczy. To dziwne ale poczułam się lżej gdy wyżaliłam się obcej osobie.
- Wiele cię spotkało - skomentowała
- Tak - odparłam i przypomniała mi się informacja o chorobie, którą zataiłam przed kobietą
- Czyli obaj z tych młodzieńców to twoi koledzy - zapytała. Otworzyłam oczy  spojrzałam na nią. Wydawało mi się, że zadała pytanie, które dręczyło mnie dość długo.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami - Moritz to świetny chłopak tak sam jak Marco ale ... - zawisłam - Ale z Marco to w ogóle inna historia.
- Czemu ?
- Znała pani to uczucie kiedy czuła się pani bezpiecznie w towarzystwie tej osoby. Mogłaby pani z nią rozmawiać na każdy temat. Poradzić się jej o wszystko. Stała się pani powiernikiem i świetnie by pani z nią było. Moglibyście po prostu siedzieć i cisza wcale by was nie krępowała. Miała tak pani ?
- Owszem - odparła z uśmiechem i zamyślonymi oczami jakby wspominała jakieś wydarzenia sprzed lat.
- Na prawdę ? - zapytałam ciekawa
- O tak - zaśmiała się - To było kilkadziesiąt lat temu. Byłam około twojego wieku. On był przeciętnym chłopcem z mojej ulicy. Wiele czasu spędzaliśmy ze sobą. Przyjaźniliśmy się i tyle. Jednak kiedyś okulary przestały być mu potrzebne, trochę poćwiczył i obciął włosy. No cóż okazało się, że pod tymi okularami, włosami i za dużymi ubraniami krył się na prawdę przystojny chłopak, ba ! Wręcz wszystkie dziewczyny w szkole za nim szalały, a ja dalej zostałam jego przyjaciółką. Jednak pewnego dnia oświadczył mi, że jest we mnie zakochany i nie może tego dłużej kryć. To zabawne bo ja również go kochałam i nie tylko jako przyjaciela. Jeszcze przed przemianą.
- I co dalej ? - podniosłam się na kanapie i pusty kubek odstawiłam na stolik obok.
- Wspomniałam, że okazało się, że był świetnym piłkarzem ? Gdy nie spędzaliśmy czasu razem kopał piłkę i tak po metamorfozie zyskał odwagę i zapisał się do klubu. Został od razu przyjęty i stał się gwiazdą. Dla innych. Sam zawsze pozostał taki jak był dawniej. Później dostał ofertę od klubu za granicą i wyjechał.
- Jak to wyjechał ? A wasza miłość ? Wasz związek ? - wyrzucałam z siebie pytania
- Ha ha ha - zaśmiała się cicho kobieta - Skarbie, szczęśliwe zakończenia istnieją tylko w bajkach. Ale skoro tak bardzo chcesz wiedzieć to proszę. Na początku pisaliśmy do siebie prawie codziennie. Z czasem coraz mniej aż w końcu po prawie roku po prostu zerwałam z nim bo nie mieliśmy o czym pisać. On robił swoją karierę a ja nie mogłam mu wiecznie pisać jak umieram z tęsknoty do niego. Nalegał byśmy próbowali dalej, ale ja nie widziałam sensu. Wolałam, żeby znalazł sobie jakąś dziewczynę i mógł z nią spędzić resztę życia w szczęściu.
- A nie pomyślała pani, że z panią mógłby być szczęśliwy ? - zapytałam
- Nie mogliśmy całe życie pisać listów. A wracając do tego Marco to powinnaś powiedzieć mu to co mnie
- Ale co ? -zapytałam zdezorientowana
- To co czujesz kiedy jest obok ciebie ...

[Znała pani to uczucie kiedy czuła się pani bezpiecznie w towarzystwie tej osoby. Mogłaby pani z nią rozmawiać na każdy temat. Poradzić się jej o wszystko. Stałaby się pani powiernikiem i świetnie by pani z nią po prostu było. Moglibyście po prostu siedzieć i cisza wcale by was nie krępowała.
Chciałam iść do Marco. Porozmawiać z nim. Popatrzyć się na niego, jak gra, jak się śmieje, jak oddycha ...]

_____________________________________________________________________
Hej kochani ;*
Rozdział zgodnie z waszym życzeniem dłuższy. Musze na poniedziałek nauczyć się 133 stron na Wordzie czcionką 12 o kulturze itp. Wielkiej Brytanii. Dlatego rozdział może się pojawić we wtorek. Nic nie jest pewne.
Pozdrawiam Lena Borusse
              Każdy komentarz to dla mnie ogromna motywacja !


Marco ma świetna bluzę *.*

poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział XX "Stan śmierci"

Tęsknie ...
Cholernie tęsknie. Tęsknota zabiera mnie powoli do swojego świata. Z dnia na dzień. Z godziny na godzinę. Z minuty na minutę. Z sekundy na sekundę. Przywłaszcza sobie każdy skrawek mojego ciała i panuje nad nim. Nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Sprawia, że zaczynam dziczeć. Izoluję się od ludzi i przebywam sama z moimi myślami. Czasem wędrują gdzieś daleko aż pod samą granicę życia i każą mi zrobić krok w stronę nieodwracalnego stanu. Stanu śmierci.


                                                                     ***

Odniosłam papiery do rzecznika. Tak przy okazji to bardzo fajny gość. Choć na chwilę zajął moje myśli i sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Co prawda wymuszony ale zawsze to uśmiech. W prawdzie z niechęcią wróciłam na boisko ale usadowiłam się na siedzeniach ławki rezerwowej. Wszyscy wykonywali ćwiczenia w parach pilnowali ich trenerzy i fizjoterapeuci. Spojrzałam na Moritza. Wesoły wykonywał  ćwiczenia w parze z Erkiem. Przypomniały mi się wszystkie chwile z nim spędzone. Jak bawiliśmy się w parku i chowaliśmy się. Udawaliśmy pijanych. Wrzucaliśmy się do basenu. Dokuczaliśmy innym ... razem.
No i Marco. Z nim jest całkowicie inna historia. Czuły, wrażliwy, opiekuńczy, empatyczny i przystojny. Przecież kochał się w nim każda dziewczyna, która spotkała go na swojej drodze. Nie mogłam dalej na nich patrzeć. Wyszłam ze stadionu będąc pewna jednej rzeczy. Muszę zrobić wszystko aby tych dwóch mnie znienawidziło.

                                                                       ***

Po skończonym treningu podbiegłem do Leitnera.
- Widziałeś gdzieś Lenę ? - zapytałem
- Widziałem ją na początku treningu ale potem gdzieś zniknęła. Może już poszła - odparł
- Pewnie masz rację - dodałem
W szatni umyłem się i przebrałem w swoje ubrania po czym pożegnałem się z chłopkami i udałem się do swojego samochodu.  Po kilku minutach jazdy byłem pod domem brunetki. Wysiadłem i zapukałem do drzwi. Otworzyłam mi drzwi po czym poznała mnie i chciała je zamknąć ale przytrzymałem je ręką.
- Mi również miło cię widzieć - przywitałem się
- Przepraszam ale nie mam czasu. Właśnie wychodzę - odparła
- Taa w pogniecionych dresach i za dużym podkoszulku. Na dodatek na bosaka - zapytałem z cwanym uśmieszkiem na twarzy.
- Spadaj - odparła i odeszła do salonu zostawiając otwarte drzwi. Potraktowałem to jako zaproszenie i wszedłem do środka.
Usiadła na kanapie i ja również. Wpatrywała się bezczynnie w telewizor. Postanowiłem przerwać tą ciszę.
- Jak to jest, że zawsze chodzisz w koszulkach Moritza ? - zapytałem szczerze ciekawy
- Bo mi je daje. Bo są wygodne. Bo ładnie pachną. Bo lubię - odparła nie przestając patrzeć się w ekran.
- Ej bo zacznę być zazdrosny - rzuciłem ze śmiechem
- Jak chcesz - odparła
Nie pasowała mi jej obojętność. To nie był do niej podobne. Mogłaby być wredna ale nie niezainteresowana. A może to ja przyzwyczaiłem się, że zawsze jestem w centrum uwagi ?
- Może zrobimy coś razem ? - zaproponowałem
Cisza.
- Już wiem ! Upieczmy babeczki. Poszukamy jakiegoś przepisu w internecie. Co ty na to ?
- Nie
- Okej. To może pójdziemy gdzieś. Na przykład do kręgielni ?
- Nie
- Właściwie to możemy tak posiedzieć. Jest nawet fajnie - odparłem.
Spojrzałem na nią ukradkiem. Rękę zacisnęła w pięść tak mocno, że cała jej nadludzko zbielała i widać było każdą kość i żyłę.
- Gniewasz się na mnie ?
- Nie - rzuciła
- Wiem, że moja reakcja na twoją ... wypowiedź była jednoznaczna ale ja po prostu wczułem się w twoją sytuację. Zrozumiałem, że na twoim miejscu również nie chciałbym od nikogo litości dlatego postanowiłem dalej zachowywać się tak jak wcześniej. 
Uścisk jej dłoni się trochę poluźnił ale się nie poruszyła.
Oboje patrzyliśmy w jakiś program, który był wprawdzie beznadziejny ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało bo oboje myślami byliśmy gdzie indziej.


                                                           ***


Przysnąłem ale poczułem jak Lena okrywa mnie kocem. Przysiada się na skrawek kanapy, muska swoją chłodną dłonią mój lewy policzek. Patrzy na mnie jeszcze kilka sekund, szybko wstaje i wchodzi po schodach na piętro.

______________________________________________________________
Do czego nawiązuje pierwszy akapit tego rozdziału ? Dlaczego Lena chce aby dwie ważne dla niej osoby ją znienawidziły ? Co sądzicie na temat nałogowego chodzenia Hoel w koszulkach Mo ? Co miała na celu po przez swoje zachowanie ? Co oznaczał jej gest ? Czy był spontaniczny czy chciała po przez niego coś wyrazić ?

Chętnie poczytam wasze odpowiedzi na te pytania i opinie co do rozdziału.:)
Nie było sensu dodawać beznadziei dlatego jest dopiero dziś.
Pozdrawiam Lena Borusse
Mój ask.


                                        Polska wygrała z Niemcami 2:0 ♥
                                        51' - Milik 88' - Mila !


Marco Reus, IIkay Gundogan i Henrich Michitarjan wracają do gry ! *.*

środa, 1 października 2014

Rozdział XIX "Rzozdwojenie jaźni"

- Więc tak ... w szpitalu bywam często bo wszelakie choroby bardzo mnie lubią i się do mnie przyczepiają - odparłam
- Dobra, dobra taki kit to wciskaj innym, a nie nam - odparł Leitner
- To co mam wam powiedzieć ?! - wypowiedziałam prawie krzykiem
- Prawdę - spokojnie powiedział blondyn. Wstałam i podeszłam do otworzonych drzwi balkonowych. Stając do moich gości tyłem. Na dworze panowała już ciemność. Nie ma co się dziwić bo zegar na półce wskazywał już 20:44. Czułam na sobie ich wyczekujące odpowiedzi spojrzenia. Nie zostawiając ich dalej w nie pewności zaczęłam mówić.
- Rok temu wykryto u mnie objawy białaczki ...- zawisłam
Mimo, że panowała cisza wydawało się, że po tej wypowiedzi zrobiło się jeszcze ciszej. Żadnych odgłosów jakby dom był pusty. Choć przebywało w nim troje ludzi.
- Na razie mój stan nie jest aż tak zaawansowany ale potrzebuję dawcy.
Poczułam ciepłą dłoń na sowim ramieniu. Zrobiłam krok do przodu tym samym z trącając tą rękę.
- Nie chcę żadnej litości ani forów - wypowiedziałam oschle
- Nie zgadzam się ! - krzyknął Mo
- Obiecaliście - odwróciłam się do nich i przypomniałam im
-  Umowa przerwana - odparł Leitner, który stał obok mnie.
- Zgoda - odparł Reus wstając z kanapy
- Z czym się zgadzasz zapytał chłopak obok mnie
- Nie będę dawał ci żadnych taryf ulgowych - wypowiedział bez emocji patrząc w bok
- Marco, co ty ? Jak ? - zapytał Moritz
- Skoro tego chce to, to właśnie dostanie po czym wyszedł z domu.
- Nie przejmuj się nim.
- Mo ... my chyba też ... no wiesz ... powinniśmy się ... wiesz no ... przestać kolegować - wypowiedziałam z bólem
- Jeśli to jest żart, to nie jest śmieszny  - powiedział
- To nie jest żaden żart - odparłam. w jego oczach widać było złość i rozbawienie. Zdziwiła mnie ta dziwna mieszanka uczuć. Nie potrafiłam patrzyć się mu w twarz dlatego spuściłam wzrok. Już po chwili dobiegł mnie szept :
- Dla mnie możesz być gruba, ruda, brzydka, blondynką i kim jeszcze chcesz, a wiesz dlaczego ? - zapytał na co ja przecząco pokręciłam głową.
- Bo lubię cię za to co masz tutaj - wskazał na moją głowę - I tutaj - tym razem położył rękę tam gdzie znajduje się moje serce. Nie wytrzymałam i przytuliłam się do niego. Czułam jego oddech na swojej szyi i regularny rytm serca. Objął mnie rękoma i staliśmy tak kilka minut a może dłużej ? No cóż, szczęśliwi ludzie czasu nie liczą.
Co wydarzyło się później ? Nie jestem pewna ale mam przebłyski. pamiętam , że znalazłam się w łóżku  ale nie czułam, żebym szła. więc pewnie Mo mnie zaniósł. Pamiętam też ciepły dreszcz, który przebiegł po moim całym ciele. Wydaje mi się, że spowodowany był tym, że najpierw przykrył mnie kołdrą a później złożył czuły pocałunek na moim czole. Tylko jest jeden problem. Nie wiem czy to sen czy rzeczywistość.

                                                                           ***
Po przebudzeniu się wykonałam poranną toaletę podczas, której zastanawiałam się co dziś mam w planach. Nagle mnie olśniło - trening. To dziś obiecałam Jurgenowi wpaść na stadion. Nie miałam najmniejszej ochoty ani chęci ale tak rzadko ich odwiedzałam, że aż głupio by mi było odwołać spotkanie. Wyszłam z łazienki i z pretensjami do całego świata powlokłam się do garderoby. Wyjęłam , w które się ubrałam. Następnie przygotowałam sobie kanapki, które zjadłam w ślimaczym tempie i powoli udałam się do wcześniej wspomnianego miejsca. Liczyłam na to, że uda mi się spotkać chłopców. Weszłam do środka i od razu zostałam przepuszczona przez ochroniarza, który już mnie znał. Wokoło mnie było kilkoro osób ale żadna z nich nie była tymi przed, którymi się ukrywałam. Przeszłam przez kilka pomieszczeń i korytarzy aż znalazłam się przy wejściu na murawę. Po boisku biegała już drużyna. Czyli udało mi się osiągnąć cel. Od rana starałam się przedłużyć moje poranne czynności by nie spotkać się z nimi przed stadionem. Na środku były rozstawione pachołki i inne sprzęty do ćwiczeń. Wyszłam z cienia i podeszłam do trenera.
- Cześć wujku  - powiedziałam
- Cześć kochana ! - odparł mi po czym uściskał mnie
- Jak tam trening ? - zapytałam
- Staram się wymęczyć chłopców - rzekł na co oboje wybuchliśmy śmiechem
- Pomóc w czymś ?
- Nie będę cię przecież wykorzystywać ! - zaprotestował
- Ależ to czysta przyjemność ci pomóc 
- W takim razie jeśli mogłabyś posegregować te papiery a później zanieść je do rzecznika
- Pewnie. Już się zabieram do pracy - jeśli można tak nazwać tą czynność dodałam w myślach
Wzięłam papiery i usiadłam na boisku po za linią boczną po czym rozłożyłam wszystkie papiery i zaczęłam układać je alfabetycznie. Włożyłam słuchawki do uszu, które podłączyłam do telefonu leżącego obok mnie. Po niecałych 15 minutach skończyłam swoje zadanie. Wstałam z arkuszem papierów. Jednak zapomniałam o telefonie i za nim się obejrzałam leżał na trawie a słuchawki dalej wisiały mi w uszach. Na szczęście piosenka się zatrzymała się. Kiedy schyliłam się po niego, telefonu już nie było. Wyprostowałam się i zobaczyłam przed sobą Reus'a.
- Cześć - przywitał się - To chyba twoje - odparł po czym wręczył mi telefon
- Cześć - odburknęłam
- Jak się masz  ?
- Zajebiście - mruknęłam pod nosem
- Słucham ? - zapytał bo nie usłyszał mojej odpowiedzi
- Masz jakieś rozdwojenie jaźni ? - zapytałam się po czym zaczęłam się w niego wnikliwie patrzyć i rozważać inne opcje
- Słucham ? - zapytał rozbawiony
- Pytam czy masz jakiś rozdwojenie jaźni ? - ponownie zapytałam
- Słyszałem, po prostu nie wiem o co ci chodzi
- Wczoraj byłeś w stosunku do mnie obojętny miałeś wyjebane na to co ze mną jest a dziś jest opiekuńczy i miły. Więc pytam się do cholery czy masz jakieś rozdwojenie jaźni ?!
- Pozwól, że ci wytłumaczę
- Nie. Nie pozwalam. Nie mam czasu. Rób co chcesz jesteś przecież wolny i zobowiązany wobec nikogo. NIKOGO ! Nawet swoich przyjaciół - odparłam i powędrowałam do rzecznika oddać mu te papiery. Nie usłyszałam za sobą kroków. Wiec pewnie trener kazał mu wrócić na trening, bo podczas ostatnich wymian zdać bacznie się nam przyglądał.
___________________________________________________________________________
Hej !
Zawiedzeni ? Nie zdziwię się jeśli tak. Nie mam kompletnie czasu i rozdział skrobię po kilka zdań dziennie.
Mam pomysł w głowie, ale gdy przychodzi go przelać tutaj jest o wiele gorzej. Trzymajcie kciuki żeby wena wróciła :) Komentarze bardzo pomagają mi w pisaniu - to moja motywacja.
Pozdrawiam was moi kochani;*
Lena Borusse

                                                   Zakochałam się w tym zdjęciu ♥